Przejdź do treści

Tegoroczny sezon nie rozpieszcza nikogo. Wszelkie zamierzenia zweryfikowała nowa, niepewna rzeczywistość. Plany rejsów do Petersburga i w Zatokę Botnicką pozostały planami. Kalendarz pełen ciekawych rejsów diabli wzięli, Wolontariat musiał ograniczyć swą działalność. Wszystko stanęło na głowie, lecz przynajmniej nasz jacht Farurej był i jest w pełni sprawny.

Tymbardziej 3 pełnomorskie rejsy – choć zorganizowane z pewnym trudem – cieszą nas potrójnie.

Pierwszy z nich odbył się był pod dużym znakiem zapytania. Na szczęście los nam sprzyjał, albowiem tuż po rozpoczęciu rejsu pojawiła się wiadomość o otwarciu granic. Korzystając z okazji popędziliśmy co żagiel wyskoczy na otwarte morze. Kurs prowadził nas do Kłajpedy. Farurej leciał jak na skrzydłach, wiatr wesoło targał włosy, a kolejne mile pozostawały za rufą. Stolica Litwy powitała nas miło i serdecznie, a świat (przynajmniej w oczach załogi) na powrót stał się piękniejszy.

Kolejny rejs najlepiej chyba będzie opisać tekstem zredagowanym przez jego kapitana, naszego kol. Tomka Strzyżewskiego, który całe to zamieszanie streścił tak:

Odbyliśmy dziwny rejs na Gotlandię i Alandy. W połowie jego trwania, tuż przed Alandami i otrzymaniu informacji o odwołaniu lotów zapadła decyzja by całkowicie zmienić nasze eksploracyjne plany i skończyć rejs w Gdyni. Ostatecznie trasa wiodła: Gdynia – Staro Karso – Visby – Marianhamn – Lauderhamn – Visby – Hel – Gdynia. Pokonano 828 mil w 175 h (15h na silniku, 160h na żaglach), głównie baksztagami z prędkościami żeglugi zazwyczaj oscylującymi koło 5-7 kts. Klasyczny, mahoniowy Opal Farurej, okazał się bardzo wdzięczną i zaskakująco szybką łódką. Zabawy z żaglami były częste, by optymalnie wykorzystać wiatr, ale nie forsować jachtu. Sam rejs, mimo całkowicie zmienionych założeń, okazał się jednym z najlepszych wypraw jakie odbyłem. Wszystko dzięki genialnej załodze (…). Dziękuję wszystkim i, mam nadzieję, do zobaczenia!”

Ostatnią (jak dotąd) pełnomorską podróżą zagraniczną był rejs F6, który przypadł w ostatnim tygodniu sierpnia. Dobre, żeglarskie warunki umożliwiły sprawny przeskok na Gotland, wizytę w urokliwym Visby oraz odwiedziny w Kalmarze. Załoga spisała się dzielnie, Neptun okazał się łaskawy, a powiew „szwedzkiej normalności” pozwolił w pełni naładować akumulatory przed nadchodzącą nieubłaganie jesienią.

Obecnie żeglujemy głównie weekendowo, jednak mam przeczucie, że to jeszcze nie koniec naszych przygód, czy dłuższych podróży. Sezon letni ma się ku końcowi, jednak pamiętajcie, że niebawem rozpoczynamy:


SEZON ZIMOWY – oczywiście pod żaglami!


Śledźcie nasze plany pływań oraz aktualizacje!Ahoj!